Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/339

Ta strona została skorygowana.
V.

Majster był małym człowieczkiem, chudym, mizernym, około lat pięćdziesięciu pięciu. Opiłki żelaza przypruszały mu włosy i ubranie. Usta miał jeszcze pełne jedzenia, a minę kwaśną, snać go oderwano właśnie od obiadu.
Ale na widok klientki niezadowolenie to znikło.
Ukłonił się pani de Nathon i przybrał minę, węszącego zarobek.
— Panie majstrze — rzekł Rossignol. — Mamy tu zabawny „stalunek“. Mateczka Bóg wie co chce nam dać za zrobienie podrabianych kluczy...
— Co?.. — zawołał ślusarz, nadstawiając uszy — jakto?.. klucze podrabiane? I to w mojej pracowni mówić! w mojej pracowni znanej od dziada, pradziada! Patrzcie Państwo! A to sobie dobre!..
— Oto odcisk — podchwycił Rossignol — a pani się wykręca ażeby nie pójść za nią do domu.
— Mój panie — rzekła hrabina, odzyskując nareszcie zimną krew — co to wszystko znaczy?... Chcę obstalować klucz, zdaje się, że to rzecz bardzo zwykła i prosta... Pański robotnik nie chce się podjąć zamówienia, nie mam prawa go zmuszać, ale jakiem prawem on nie pozwala mi wyjść ze sklepu i po co jeszcze przywołuje pana?
— Moja pani — odparł ślusarz, na którym bardzo małe wrażenie sprawił ton stanowczy i arystokratyczny pani de Nathon — wyobraź sobie, że wejdziesz do apteki i chcesz tam kupić arszenniku... to cóż? my-