Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/342

Ta strona została skorygowana.

licyantowi... Jeżeli przeciwnie, zobaczy, że pani weszłaś do pałacu deputowanego, zgłosi się tam w pięć minut i powie odźwiernemu, że jest robotnikiem na którego pani czeka. Pani musisz mieć przecie u siebie jaki popsuty zamek... On go pani naprawi, a jutro będziesz pani miała klucz.
Trzeba się było poddać losowi i wypić kielich upokorzenia do dna. Hrabina pochyliła głowę.
— Dobrze — odezwała się — niech ten człowiek idzie za mną.
I wyszła z warsztatu, zaczerwieniona ze wstydu pod czarną koronką woalki.
W drodze nie odwróciła się ani razu. Słyszała za sobą na asfalcie chodnika, odgłos prędkich i podskakujących kroków Rosssignola, którego bawiła wybornie ta przygoda.
Skoro tylko znalazła się w swym pokoju, wzięła ze stoliczka małą, bardzo delikatnej roboty szkatułkę, okręciła chustkę około kluczyka i ruchem gwałtownym złamała go w zamku.
Ledwie zdążyła to uczynić, gdy zjawił się służący.
— Przyszedł — rzekł — jakiś robotnik ślusarski, którego pani hrabina zamówiła.
— Niech wejdzie.
Ukazał się Rossignol, z pełną narzędzi torbą, przewieszoną przez plecy, z czapką w ręku; twarz jego zuchwała wyrażała jaknajzupełniejsze zgłupienie. Od przepychu książęcego, jaki się dokoła roztaczał przed nim, w głowie mu się kręciło.
— Fiu! fiu! — myślał sobie. — To tutaj jeszcze ładniej niż w teatrze, kiedy grają melodramat... Jakie