Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/343

Ta strona została skorygowana.

mi meble!.. To ci szyk!.. Patrzcie państwo, a ja tej hrabinie mówiłem „moja mateczko“ i miałem ją za zwyczajną złodziejkę. A to we łbie kołowrot!
Lokaj wyszedł z pokoju.
— Proszę pana — odezwała się Berta do Rossignola tonem jaknajspokojniejszym — ukręciłam ten kluczyk w zamku, chcąc otworzyć szkatułkę... Czy można to naprawić?
— To niełatwa sztuka, pani hrabino, bo robota delikatna — odpowiedział robotnik — ale człowiek zna na to różne kawały, to się i zrobi... za dwa dni będzie pani miała wszystko zreparowane...
Tu Rossignol zniżył głos, przybrał minę arcytajemniczą i rzuciwszy dokoła badawcze spojrzenie, jak to widział w teatrze, gdy się aktor przygotowuje do wyjawienia czegoś nadzwyczajnego, dodał:
— I przyniosę pani razem to, czego pani chciała... Stary schował odcisk... Sam się do tego wezmę, to będzie pieścidełko... pani hrabina będzie zadowolona i wychwalać mnie będzie co niemiara.
— Czekać będę na pana pojutrze o drugiej... — podchwyciła Berta — oddasz pan tę robotę tylko mnie i to jeżeli będę sama...
Rossignol wdzięcznie (jak mu się zdawało) przymrużył oko.
— Rozumiem!.. — rzekł — ani widziałem, ani słyszałem... Zawsze byłem niewolnikiem dam!..
— Pragnę — mówiła dalej pani de Nathon — ażeby się nikt nie dowiedział, co zaszło dzisiaj i niechaj nikt nie wie o istnieniu tego klucza, który mieć będę... Masz pan tu za nierozgłoszenie...