Mówiąc to, Berta otworzyła szufladę, wyjęła z niej tuzin luidorów i włożyła je Rossignolowi do ręki.
Ten z niezmiernem uniesieniem wsunął do kieszeni sztuki złota, przedstawiające dla niego tyleż posiedzeń w knajpie, a jakie powodzenie na balach zarogatkowych!
— „Będzie!“ — szepnął, upojony raptownie dotknięciem się szacownego kruszcu. — Człowiek będzie milczał jak szczupak na półmisku! Cicho! tajemnica! To będzie dla mnie hasłem... Znam ja przecie intryżki kobiece! Niech pani tylko spyta o Rossignola na balu pod „Białą Królową.“ Zobaczy pani... ja jestem za płcią piękną i przeciw mężom... Obiecuje pani anielski klucz,,,
I zanucił piosnkę z „Pięknej Heleny“:
Głębokie obrzydzenie opanowało Bertę i przez chwilę dało jej zapomnieć o wszystkiem innem. Gotowa była wypędzić tego zuchwalca, którego wstrętna poufałość znieważała ją, ale temu człowiekowi dość było powiedzieć słowo, ażeby ją skompromitować. Wstrzymała się.
— Idź pan... — szepnęła — a niech pan będzie punktualnym.
Jednocześnie nacisnęła guzik u dzwonka elektrycznego. Zjawił się służący.
— Odprowadź tego pana... — rzekła doń hrabina.
Rossignol ukłonił się jej niezmiernie nisko, z miną uradowaną, wskutek posiadanego w kieszeni złota. Szkatułkę wziął pod pachę i poszedł za lokajem.