Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/349

Ta strona została skorygowana.

— E! nie...
— To już nie wiem...
Rossignol wyjął z kieszeni monety złote, dane mu przez panią de Nathon i pobrzękiwał niemi wesoło.
— Hu! hu! — zawołał lokaj, — Będzie tego ze dwieście franków!..
— Dwieście czterdzieści...
— Kpisz sobie ze mnie...
— Słowo honoru, że tyle dostałem...
— No, to w tem coś jest jeszcze, czego mi nie mówisz...
— Może...
— Ale mi powiesz?..
— Nie, mój stary przyjacielu... Przyrzekłem milczeć...a jak Rossignol przysięgnie damom, to już jest niewolnikiem przysięgi... jeżeli to tylko nie miłosna...
August nadstawił uszu. Zwąchał jakąś tajemnicę, a poczciwy ten sługus, niezdolny był wypuścić z rąk tak dobrą sposobność zarobku, zbyt przebiegły jednak, ażeby dalej nalegać na Rossignola, postanowił zwolna, ostrożnie, dyplomatycznie, wydobyć od niego wszystko.
Zaraz też kazał podać mocnego wina i odtąd nie przestawał napełniać kieliszka Rossignolowi, czemu się ten wcale nie sprzeciwiał.
Mówił zaś o rzeczach zupełnie obojętnych, ale podziałaniem wina, Rossignol sam wprowadził rozmowę na interesujący przedmiot.
— Twoja pani — a język mu się już trochę plątał — ta hrabina, od której mam robotę, czy to ładna kobieta?..