Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

dzać będzie przez czas swego urlopu... Może nawet gra w szachy. A nie, to go nauczę... będzie mi wdzięczny za to na całe życie...
Ozwał się dzwonek, oznajmiający o śniadaniu!
Berta ujęła ojca pod rękę i oboje udali się do pokoju jadalnego.
Dziewczę rozpoczęło zaledwie rok szesnasty. Pięknością, jak to mówią, skończoną nie była, ale miała w sobie nieprzezwyciężony powab. Wysoka raczej niż nizka, smukła, ale nie szczupła, ruchy naturalne i pełne wdzięku zarazem, twarz owalno-podłużna, płeć białości kamelii, zabarwiona nieco różowawo, Włosy jej urzeczywistniały ideał włosów jasno popielatych, tak ślicznych a tak rzadko spotykanych.
Twarzyczce żywej charakterystyczny wyraz nadawały duże oczy, kształtu wschodniego, ciemno niebieskie o wejrzeniu głębokiem. Pod cieniem długich brwi patrzały one z wesołością i pieszczotliwością prawie dziecięcą, to znów sentymentalnie, marzycielsko, czego wskazaliśmy przyczynę.
Usta, może trochę zaduże, ale cudnej formy, z po za szkarłatu warg, ukazywały śliczne ząbki.
Dokoła dziewiczego czoła Berty jaśniała aureola niewinności i jenerał słusznie ją przyrównywał do promienia słońca wiosennego; ona wszystko w okół rozpromieniała.
Nazajutrz, na kilka minut przed piątą, Sebastyan Gérard w mundurze galowym przybywał do zamku de Cusance.
Sztachety były otwarte na rozcież, groom czekał dla zaprowadzenia konia do stajni, a pan de Franoy pomimo lat siedmdziesięciu pięciu, cały w ubra-