Pani de Nathon czuła jakiś dziwny, tajemniczy pociąg do tego mieszkania i nie mogła mu się żadnym sposobem oprzeć.
Zdawało jej się, że teraz bliżej jest syna swego nieobecnego, bliżej, niż kiedy codzień Armand Fongel siedział ledwie o kilka kroków od niej przy obiedzie lub w salonie.
W obec innych musiała nakazywać milczenie uczuciu, które ją trawiło, i mówić do młodzieńca tak, jak do obcego.
Przeciwnie — mówiła sobie — gdy będzie sama w mieszkaniu tem, które mocą wyobraźni wypełniała obrazem ukochanego dziecka, wolna będzie wtedy od wszelkiego przymusu i będzie mogła swobodnie wywnętrzyć swe serce.
Chciałaby życie spędzić w tem mieszkaniu, ale powstrzymywała ją jeszcze resztka przezorności...
Nie śmiała...
Pewnego dnia jednak gorączka nerwowa wzięła nad nią górę i Berta już nie próbowała się oprzeć.
Była to właśnie jedna z sobót miesiąca lutego. Mniemając, że hrabia znajduje się, jak zwykle, w izbie wraz z Armandem, który pisywał artykuły polityczne do jednego z głośnych czasopism i bardzo żarliwie wysiadywał w trybunie dziennikarskiej, pani de Nathon zostawiwszy Herminię z nauczycielką języka angielskiego, minęła galerję, ręką drżącą zapuściła klucz w zamek, otworzyła skasowane drzwi, zamknęła je za za sobą i wślizgnęła się do mieszkania.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/362
Ta strona została skorygowana.
VIII.