Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/364

Ta strona została skorygowana.

Cóż się z nią stało, kiedy pośród galerji ujrzała pana de Nathon rozmawiającego w sposób bardzo ożywiony z jednym z przyjaciół...
Na szczęście, obaj mężczyźni stali do niej zwróceni tyłem a ożywiona rozmowa nie pozwoliła im dosłyszeć odgłosu klucza, obracanego w zamku,
Z jednej strony Armand! — z drugiej Henryk!
Nieszczęśliwa kobieta była uwięzioną a cudu chyba było potrzeba, ażeby nie została odkrytą.
Usiadła na stopniu schodów i postanowiła czekać aż w galerji nie będzie nikogo.
Tak upłynęło pięć czy sześć minut, które jej się wydały nieskończenie długiemi.
Potem nagle szalony przestrach owładnął jej rozgorączkowanym umysłem. Powiedziała sobie, iż może Henryk, potrzebując o czemś zawiadomić Armanda, zechce skorzystać z posiadanego klucza, otworzy nagle drzwi i tu ją zastanie.
— Padłabym martwa.. — pomyślała.
Pod ciosem tego nowego uderzenia, pani de Nathon namyśliła się, iż na mniejsze niebezpieczeństwo naraża się wewnątrz mieszkania, gdzie może się przynajmniej schronić, jak przed chwilą.
Wróciła do sypialni i po raz drugi ukryła się za firankami łóżka.
Prawie w tej chwili dzwonek przerwał milczenie i Berta usłyszała, jak oznajmiono:
— Pan wicehrabia de Mornay.
Maksym de Mornay był człowiekiem z jak najlepszych towarzystw. Hrabia de Nathon bardzo go poważał i zachęcił Armanda Fongel do bliższej z nim zażyłości.