Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/375

Ta strona została skorygowana.

Dwa lata temu, hrabia i jego żona byli na słynnym balu kostjumowym, wydanym przez księcia de Morny, o czem cały Paryż mówił przez trzy miesiące. Berta zamaskowana, przebraną była wtedy za małżonkę doży, a wspaniałe domino patrycyuszki, miało jaknajczystszy styl wenecki.
Maska i strój zapewne jeszcze istniały, trzeba było tylko je znaleźć. Rzecz prosta napozór, ale w wykonaniu niemniej trudna. Obok apartamentu Berty, w obszernym pokoju, stały cztery białe dębowe szafy, głębokie, a w nich wisiało mnóstwo przeróżnych sukien, szlafroczków, okryć, istny magazyn kobiecy.
Pani de Nathon bardzo rzadko zachodziła do tej garderoby, pozostającej pod szczególną opieką panny Fanny, wybitnej osobistości, z którą nieomieszkamy zapoznać naszych czytelników.
Kiedy usługa nie zatrzymywała panny Fanny przy jej pani, królowała ona w wielkim gabinecie, łączącym się z pokojem sukien. Miała ona zawsze pełno przy sobie romansów w książkach i w feljetonach i pożerała je, wyciągając się na wygodnym fotelu.
Czasami, ale bardzo rzadko, czyniła zaszczyt małej Julci, drugiej pokojówce, że ją przypuszczała do rozmowy z sobą, a nawet w przystępie dobrego humoru, czytała jej na głos z odpowiednią intonacyą i mimiką, drażliwsze rozdziały z romansów Pawła de Kocka,
Berta weszła do pokoju sukien, rozsunęła drzwi u jednej z szaf, wydobyła ubrania, po za któremi po-