winno było wisieć domino i rzuciła je w nieładzie na krzesło i na dywan.
Daremnie szukała! Pani zasunęła drzwi i poczęła przeglądać suknie w drugiej szafie.
Panna Fanny odczytywała tymczasem po raz trzeci przygody ulubionego bohatera romansu. Szmer jednak głośny, sprawiony przez Bertę, wyrwał ją z pośród wzruszeń; zamknęła książkę, otworzyła drzwi do pokoju sukien i stanęła na progu zdumiona, na widok pani swej, wyrzucającej z szafy na podłogę tak starannie ułożone lub troskliwie powieszone ubrania.
Berta zmieszała się, że ją zaskoczono na uczynku, chociaż trudno było odgadnąć czego szukała, zatrzymała się i uczuła na twarzy gorący rumieniec.
Fanny ukłoniła się nizko.
— Pani hrabina może dzwoniła na mnie... — rzekła — niech pani mi wybaczy... nie słyszałam...
— Nie... — odrzekła hrabina — nie wołałam cię wcale...
— Myślałam... bo pani hrabina czegoś szuka... zapewne jakiej sukni... może jaśnie pani podać... którą to? — Nie... nie... — odparła hrabina, aby cokolwiek powiedzieć.
Zaczerwieniła się jeszcze mocniej.
— Ale pani hrabina sama się trudzi...
Pani de Nathon zamyśliła się co począć.
Spojrzała na swą pannę służącą.
— Nie, nie potrzebuję cię wcale... możesz odejść.
Fanny, ciekawością zdjęta, nie oddalała się jednak.
— Możesz odejść — powtórzyła hrabina.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/376
Ta strona została skorygowana.