Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/379

Ta strona została skorygowana.

— Moja droga — rzekła do niej panna służąca tonem poważnym -jesteś młodą. Przedtem nie byłaś nigdy w służbie... doświadczenia ci brak... ludzi nie znasz... Chcę ci dać dobrą radę, która ci może przydać się w życiu.
— O! będę z niej korzystała, ręczę pannie Fanny... — żywo odparła Julcia — wy umiecie tak dobrze radzić.
— Prawda, że mam trochę rozumu i sprytu, ale się z tego nie dmę... Widzisz, taka moja rada: kiedy jesteś garderobianą lub panną pokojową (bo może z czasem do tego dojdziesz), nie mówi się nigdy źle o państwu, a chociażby się działo przy tobie co dziwnego... nigdy o tem nic nie gadaj... Słowem, naśladuj mnie...
— Tak, to pewna, panno Fanny, że wy nie macie w sobie ani za grosz złośliwości.
— Tak, to wielka pociecha, moje dziecko, że można to samemu sobie powiedzieć, lepiej już przeczyć rzeczywistości, niż co złego powiedzieć o swem państwu...
— Tak... wy to potraficie... Ale mnie się zdaje, że tutaj w domu, nie dzieje się nic złego...
— Bogu dzięki! — szepnęła Fanny, podnosząc dziękczynnie oczy ku sufitowi.
— Pani hrabina to prawdziwa cnota — podchwyciła garderobiana.
— Ja jej też oddaję sprawiedliwość... Inni na mojem miejscu, może przypuszczaliby to i owo... Ja tam święcie trzymam się daleko od wszelkich przypuszczeń...
— Przypuszczeń?.. — powtórzyła Julcia ździwiona.