Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

Takie pierwsze słowa wyrzekła panna de Franoy w obec Sebastyana Gérarda.
Czyż dać możnaby wiarę, że pierwsze widzenie się tak mało romantyczne zwiąże w przyszłości losy obojga młodych ludzi?
Kapitan słuchał Bertę z uśmiechem i przyglądał się jej ze spokojnem uwielbieniem.
— Zachwycające dziecko!.. — mówił do siebie.
I czuł ku niej żywą sympatyę, ale taką, jaka w następstwie sprowadzić może uczucie spokojne i przyjaźń braterską. Nic w tem nie było podobnego do owej „iskry elektrycznej“ tak częstej w powieściach, a tak rzadkiej w rzeczywistości.
Bercie zaś, (jak wszystkie bowiem kobiety umiała ona widzieć, nie patrząc) — Sebastyan Gérard wydał się miłym, ale nic więcej.
Panienka usiadła obok ojca i rozmowa dorywcza o różnych przedmiotach zawiązała się w tem małem kółku, pod cieniem altany.
Rozmowę przerwał łoskot nadjeżdżającego powozu.
— Kto to może być? — spytał jenerał.
— Zaraz zobaczę... — odpowiedziała Berta, wybiegając z altany tak prędko, że aż się Sebastyan znowu uśmiechnął.
Za kilka minut dziewczę wróciło trochę zadyszane i zawołało wesoło:
— Dobra nowina ojczulku!.. Bianka zaprasza się na obiad... Idzie tuż za mną... Ach! jakże się cieszę!,.
W tejże chwili prawie, weszła do altany młoda kobieta, lat dwudziestu pięciu, ubrana czarno z wy-