Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/383

Ta strona została skorygowana.

— To właśnie szarada... Wiadomo ci, że nie jestem ciekawą...
— O tem my wszyscy wiemy, panno Fanny... Wyście prawdziwa doskonałość.
Panna służąca przyjęła tę pochwałę z taką miną, jakby jej oddawano tylko sprawiedliwość i mówiła dalej:
— Nie lubię się mieszać w to, co do mnie nie należy, ale kiedy kto zdaje się mi nie dowierzać, to mnie draźni i kiedy co przedemną ukrywają, muszę koniecznie to wykryć, o czem pragną żebym nie wiedziała.
— To się należy... — potwierdziła naiwnie Julcia.
— Pani hrabina, mając szczęście posiadać dwie panny służące, z których jednę trudno byłoby zastąpić — ciągnęła dalej Fanny — nie zajmuje się nigdy szczegółami swojej garderoby. Otóż dzisiaj rzecz się taka stała...
I opowiedziała wszystko, o czem czytelnicy już wiedzą, aż do chwili, kiedy pani de Nathon odprawiwszy ją doraźnie, zamknęła się na klucz w pokoju z sukniami.
— A to dziwne! — zawołała Julcia. — Czegóż nasza pani tam szukała?
— I ja też pytałam o to siebie i ażeby się dowiedzieć, zaraz poszłam do tego pokoju, jak tylko pani hrabina otworzyła drzwi. Nakładła ona rzeczy, ponawieszała niedbale, bez żadnego porządku, ale ja wiem jakie tam są suknie, wszystkie mam spisane... Przejrzałam wszystkie, sprawdziłam czego niema i przekonałam się, że wszystko jest oprócz domina weneckiego, które pani miała przed dwoma laty na balu u księcia... Ulotniła się również i maseczka aksa-