Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/384

Ta strona została skorygowana.

mitna... Pani zabrała je do siebie i dzisiejszej nocy, naprędce, sama bez niczyjej pomocy, będzie mogła się ubrać na bal maskowy, kiedy pan hrabia będzie myślał, że żona śpi i sam zaśnie nad gazetą wieczorną.
— Tak, to pewna — ośmieliła się zauważyć Julcia — że pani wybiera się na bal, ale może właśnie do jakiego księcia, jak przed dwoma laty...
— E! gdzietam... Gdyby pan hrabia miał iść z żoną, niekryłaby się przedemną... Na co tajemnica, gdy się idzie prosto... Powiadam ci, że na bal Opery... Dziś mamy zapusty... Zresztą zobaczę, czy się nie mylę...
— A jakżeż to zobaczycie, panno Fanny?
— Myślisz może, że pani przejdzie przez pokoje, wyjdzie głównemi schodami i pojedzie swoją karetą? Zobaczysz ona się wymknie bocznemi schodami, a później ogrodem i furtką wydostanie się na ulicę... Musi więc po schodach przejść i obok mojego pokoju... Ho! ho! moja mała, mam ja gotowy plan! Jak tylko pani powie mi, że mnie już na dziś nie potrzebuje, położę się nierozebrana i drzwi tylko przymknę... To takie proste... I choćby pani była kotką albo myszą, nie wymknie się tak, ażebym jej nie usłyszała.
— A jak spostrzeże że ją śledzicie?
— Nic nie zobaczy... Najprzód, światła palić nie będę, potem udawać będę że śpię, a dopiero kiedy przejdzie, wstanę i pójdę za nią.
— A jak się obróci?..
— E! już ja potrafię być ostrożną... Zresztą albo co przez to ryzykuję?
— Przecie stracić można miejsce... a musi wam o nie chodzić, bo warte...