Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/390

Ta strona została skorygowana.

Wszedł do niej w chwili, gdy przebrawszy się w szlafroczek nocny, odprawiła Fanny.
Pani de Nathon, spodziewając się, że mąż do niej zajdzie, przygotowała się jak można najlepiej do przyjęcia go z twarzą spokojną,
Henryk wypytywał ją troskliwie, czule. Potrafiła go trochę uspokoić.
— Ręczę ci, mój drogi — rzekła doń — że nie potrzebnie trapisz się urojonemi obawami... Jestem znużoną to prawda, ale bynajmniej nie chora... Znużenie nie jest wcale niebezpieczne, a odpoczynek lekarstwem jest łatwem i skutecznem... Przyrzekam ci być jutro taką, jaką byłam wczoraj...
— A może sama nie wiesz, co ci jest?
— A któż, jeżeli nie ja, najlepiej mogę wiedzieć i sądzić, co mi jest?
— Chcesz, ażebym od ciebie dziś nie odszedł?.. Będzie mi bardzo dobrze w tym fotelu...
Berta uśmiechnęła się, ale nie bez przymusu.
— Mój drogi Henryku — odezwała się — daremnie chcesz mnie samą zaniepokoić bez żadnego powodu!.. Noc chcesz spędzić w fotelu!.. co za szaleństwo!.. nie chcę!
— A gdybym cię o to błagał?
— To i tak odmówiłabym...
— Dlaczego?
— Dla tysiąca przyczyn, z których jedna wystarczy ci zapewne: Myśl, że nie śpisz przezemnie, nie pozwoliłaby i mnie zasnąć i pozbawioną byłabym odpoczynku, którego tak potrzebuję...