Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/391

Ta strona została skorygowana.

— No, to już nie nalegam... Ale jeżeli byłoby ci niedobrze, natychmiast każesz mnie zawołać?.. przyrzekasz?
— Przyrzekam ci.. ale bądź spokojny, nie będzie potrzeby cię budzić.
Pan de Nathon odszedł, Berta odprowadziła go do drzwi swojego mieszkania, a wróciwszy, przezornie pozamykała na zasuwki wszystkie drzwi, któremi mógłby Henryk nadejść.
Stanąwszy przed lustrem, hrabina spojrzała w nie machinalnie i drgnęła.
— Wyglądam jak widmo wyszłe z grobu — rzekła do siebie — ale co to szkodzi? pod maską twarzy nie widać.
Oczy jej zwróciły się na zegar. Wskazówka dochodziła do wpół do dwunastej. Jeszcze było zawcześnie do wyjścia.
Berta osunęła się na wielki fotel, na którym pan de Nathon chciał noc spędzić i myśli jej wpadły znów na ten jedyny, tak bolesny przedmiot, który ją dręczył od tylu godzin.
Te rozmyślania przerwane zostały odgłosem zegaru, wybijającego godzinę dwunastą.
Trzeba było zabierać się do wyjścia.
Pani de Nathon zerwała się z fotelu, zdjęła szlafroczek nocny, włożyła pierwszą lepszą suknię, jaka jej wpadła pod rękę, otworzyła komodę, z kluczem od której nigdy się nie rozstawała, i wydobyła z niej domino i maskę, zabrane z pokoju garderoby.
Okryła się dominem, osłoniła kapturem, włożyła na twarz aksamitną maskę z koronką. Teraz widać jej było przez otwory w masce tylko oczy, którym