Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/392

Ta strona została skorygowana.

gorączka dodawała dziwnego blasku, prawie magnetycznego. Domino weneckie było czarne, podszyte ponsowym atłasem. W kostjumie tem, hrabina podobna była nie do kobiety, lecz do jakiejś złowrogiej nadnaturalnej istoty.
Berta zdjęła wszystkie pierścionki, które mogłyby zdradzić jej osobę. Miała tylko bransoletkę czarną z pięciu dyamentami, jaką zapomniała zdjąć przy rozbieraniu się na noc.
— Gotowa jestem — wyszeptała. — Niech mnie Bóg ma w swej opiece!.. Przecie co czynię, to mam prawo uczynić... Nie chcę aby mi syna zabito!
Pani de Nathon wzięła ze stoliczka małą latarkę ze szkłem matowem, jakiej używały czasem pokojówki. Zapaliła latarkę i śmiało zapuściła się na korytarz, prowadzący na boczne schody.
Wówczas to po raz pierwszy przypomniała sobie, że trzeba będzie przejść obok pokoju, gdzie sypiała Fanny.
Przypomnienie to tak ją zgnębiło, że zimny pot zrosił jej twarz. Obawa dostania się na łaskę i niełaskę sługi powstała w niej tak mocna, że prawie się zawachała, lecz miłość matczyna popychała ją naprzód i wzięła górę nad wszystkiem. Postanowłia iść na nic nie zważając, a tylko stąpać po cichu na palcach przed drzwiami pokojówki.
Fanny zapewne śpi i nie usłyszy tak lekkiego odgłosu jej kroków.
Nie dając sobie czasu na nowe rozmyślania, które mogłyby osłabić jej postanowienie, Berta zapuściła się w korytarz, doszła do miejsca niebezpie-