Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/393

Ta strona została skorygowana.

cznego i spostrzegła ku wielkiej trwodze, że drzwi były na wpół otwarte.
Czyżby Fanny wyszła ze swego pokoju? Miałażby się z nią spotkać nagle na korytarzu?
Ta niepewność wydała się pani de Nathon tak przykrą, że postanowiła ją wyświetlić, nawet z narażeniem własnem. Podniosła latarkę i światło jej zwróciła na drzwi, ku łóżku, które naprzeciw nich stało.
I hrabina uspokoiła się natychmiast. Pokojówka, której twarz zaledwie się wynurzała z zagłębień miękkiej poduszki, miała oczy zamknięte, usta nawpół otwarte i chrapała równo i mocno.
Nigdy sen nie był lepiej scharakteryzowany; najmniejszej wątpliwości nie budził.
Berta prędko schowała latarnię pod domino. Schody zaczynały się o kilka kroków dalej.
Pierwsze niebezpieczeństwo zdawało się być ominięte,
Zaledwie hrabina zeszła z połowy schodów, Fanny, odrzuciwszy kołdrę, wyskoczyła z łóżka, zupełnie ubrana i poczęła się skradać za swą panią, jako wąz pełznie za śladem upatrzonej zdobyczy.
Pani de Nathon dostała się na parter, pozbyła się latarki, wyszła z pałacu furtką, przeznaczoną dla służby i znalazła się w ogrodzie.
Zimno było. Na ziemi od dwóch godzin leżały grube warstwy śniegu. Chociaż noc była ciemna, jakiś mdły blask zdawał się wydobywać ze śniegu.
Takiej to nocy doktór Fangel niósł z zamku Saint-Juan syna Sebastyana Gérarda na kolonię wieśniaczą.