Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/401

Ta strona została skorygowana.

fraków, białych kamizelek, domin nawet charakterystycznych, wypełniający po brzegi sale, korytarze i bufet.
Bale w Operze były tylokrotnie opisywane, że uważamy za właściwe oszczędzić czytelnikom zwietrzałego oddawna opisu.
Pani de Nathon ledwie nie udusiła się w dusznej gorącej atmosferze, jaka nią owionęła. Olśniło ja światło, ogłuszyła wrzawa tego karnawałującego tłumu, połączona z hałaśliwą muzyką orkiestry.
Berta jaknajprędzej chciałaby się wydostać z tego piekła, ale trzeba jej najprzód odwrócić niebezpieczeństwo, grożące jej synowi.
Musiała wśród tej przypływającej i odpływającej fali ludzi, znaleźć Armanda Fangela; musiała go zaczepić, przekonać, iż chce popełnić szaleństwo i wymódz na nim słowo honoru, że zaniecha fatalnego projektu.
Rozglądała się na wszystkie strony, przypatrywała się uważnie każdej gromadce mężczyzn.
Armanda nigdzie nie było widać.
Zgnębiona na duchu przez te bezskuteczna poszukiwania, które mogły się nieskończenie przeciągnąć, pani de Nathon przypomniała sobie naraz, że margrabia de Flammaroche miał się spotkać ze swym przyjacielem punkt o godzinie drugiej i że umówionem miejscem była loża nr 12.
Podniosła oczy na zegar w sali bufetowej.
Do drugiej brakowało kilkunastu minut.
Berta namyśliła się, że dla zobaczenia Armanda, najlepiej będzie zbliżyć się do loży nr 12, bo tu nie-