Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/403

Ta strona została skorygowana.

— Pan!.. A! bardzo dobrze... wybornie!.. Z kim mam zaszczyt?..
— Przepraszam pana — przerwał p. de Mornay — czy margrabia de Flammaroche jest w pańskiej loży?..
— A!.. pan przychodzi do Gouliana... Jesteś pan przyjacielem naszego poczciwego... Bardzo dobrze!.. wybornie!.. Bardzo mi przyjemnie pana poznać... proszę, niech pan wejdzie,..
— Nie należę bynajmniej do przyjaciół pana de Flammaroche — odparł wicehrabia. — Mam tylko doń pewne zlecenie, a wiedząc, żeście się panowie mieli tu spotkać, pozwoliłem sobie...
— Ani słóweczka więcej, drogi panie... Wyborna historya... Margrabiego zawsze trzymają się kawały... Mam na karku Karolinę i Corę... dwa grzyby w barszczu... a on nie przychodzi..
— Ale przyjdzie?..
— Ba! gdyby przyszedł!.. Ale nie, mój drogi Panie, ani myśli przyjść... klasyczne!.. Uprzedził mnie przed chwilą (zapóźno, niestety!) że z powodu przygody romantycznej z kobietą wyższego towarzystwa, i śliczną, cudowną, zmuszony jest nie dotrzymać mi słowa... odebrałem jego list, kiedy Karolina i Cora już przyszły... Dwie kule u nóg... przyjemne położenie... Możebyś pan zjadł z nami kolacyę... Przedstawię pana tym damom... Bez ceremonii, bez ceremonii, mój panie... Wielką mi tem wyświadczysz pan przysługę.
— Tysiąckrotnie dziękuje.
— Zgadzasz się pan!.. co?.. doskonale!
— Niepodobno mi.
— Szkoda!.. szkoda!.. szkoda wielka!..