Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/407

Ta strona została skorygowana.

Ciekawi, jacy się natychmiast skupili dokoła, mieli nadzieję na chwilę, że zobaczą jak dwaj ludzie z wyższego towarzystwa, wezmą się za bary niby wyrobnicy z pod rogatek.
Na szczęście, wicehrabiemu de Mornay i kilku widzom udało się rozłączyć Gouliana i Armanda Fangela i odciągnąć ich daleko od siebie.
Margrabia rzucił całą paczkę biletów wizytowych na Armanda.
— Do jutra, mój panie! — krzyczał Armand — do jutra!
A Flammaroche odpowiadał:
— Jutro zabiję cię!


XIII.

Pani de Nathon zastała na bulwarze przed kawiarnią woźnicę z karetką, ktory, wierny obietnicy, dotrwał na umówionem miejscu. Palił krótką fajeczkę i tupał mocno w kamienie, dla rozgrzania z ziębniętych nóg.
— Ho! ho!.. nareszcie! — zawołał, widząc nadchodzącą hrabinę, którą poznał po ruchach, a zwłaszcza po dominie. — Przyszłaś pani nareszcie, człowiekowi cierpliwości już brakło... Myślałem żeś pani drapnęła... a tu przychodziło pasażerów co niemiara... obiecywali grubo na piwo... a ja nie mogę się ruszyć... aż mnie złość brała... Policjanci włazili mi na kark...