Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

jącemu ożywieniu się rozmowy, Sebastyan i wdowa po dziesięciu minutach pogadanki, zdawali się już znać od lat dziesięciu.
Lokaj oznajmił, że podano obiad. P de Franoy podał ramię baronowej, Sebastyan towarzyszył Bercie.
Salą jadalną była staroświecka komnata, wyłożona dębem ciemnym, na którym widniały wyrzeźbione sztandary. Dwie duże pułki z czarnego drzewa gruszkowego dźwigały stare srebra z herbami hrabiów Franoy i porcelanę niepospolitej wartości.
Co prawda, jenerał bardzo mało co sobie robił z tych „starych rupieci“, jak je nazywał.
Obiad był wykwintny, jakkolwiek p. de Franoy mówił w przeddzień o prostocie jedzenia. Kucharka zasobowa wybornie znała się na rzeczy, a stare wina z piwniczki, zasługiwały na bezwzględne pochwały. Wszystkich też ogarnął wesoły nastrój, dzięki zwłaszcza dowcipowi i nieustającej werwie pani de Vergy.
Sebastyan Gérard umiał wybornie dotrzymać towarzystwa młodej kobiecie. Jenerał przyklaskiwał, a Berta milcząc, ale zachwycona, przysłuchiwała się z uśmiechem.
Już prawie dziewiąta dochodziła, gdy wstano od stołu. P. de Franoy zaproponował napić się kawy w ogrodzie i projekt ten otrzymał żywe uznanie.
Po upalnem popołudniu nastąpił wieczór chłodnawy. Myriady gwiazd błyszczały na ciemnym lazurze czystego nieba. Tarcza srebrna księżyca w pełni, ukazywała się nad wierzchołkami pagórków, zamykających dolinę Cusance od strony Hantmont.
Kawę podano w znanej nam altanie. Berta na-