Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/410

Ta strona została skorygowana.

Szmer lekki, ale jaknajwyraźniejszy dawał się słyszeć w garderobie od której drzwi nie zamknęła. Ktoś nadchodził!.. ktoś miał wejść!.. Zobaczą ją w dominie z balu maskowego!.. Hrabina ledwie żywa, zdjęła maskę, zrzuciła domino i cisnęła je w kąt na krzesło.
Ledwie zdążyła to uczynić, gdy zapukano delikatnie w drzwi na wpół uchylone.
— Kto tam? — spytała Berta głosem, ze wzruszenia zmienionym.
— To ja, pani hrabino — odpowiedziała Fanny.
I pokojówka nawpół ubrana, z miną przelęknioną, ukazała się na progu.
W głowie Berty powstało w tejże chwili podejrzenie. Instynktem przeczuła, że ją Fanny szpiegowała, spojrzała więc na nią ostro tak, że pokojówka nie mogąc wytrzymać tego wzroku, spuściła oczy i spytała ją oschle:
— Czego chcesz?
— Błagam panią hrabinę o wybaczenie mi mej gorliwości... — odrzekła pokornie pokojowa z miodową obłudą.
— Cóż to za gorliwość?. Po co weszłaś tu o tej godzinie, kiedy cię nie wołałam?
— Spałam... Wtem obudził mnie ze snu jakiś hałas... Wydało mi się, że ktoś chodzi... że ktoś idzie obok mojego pokoju... Bałam się czy pani nie słaba, lub czy kto nie chce się zakraść do pokoju pani i sądziłam, że obowiązkiem moim jest przyjść na pani rozkazy...