Berta, niespokojna, tracąc przytomność z niecierpliwości i strachu czekała ciągle. Światełko nie przestawało błyszczeć.
— No — szepnęła biedna kobieta, a podejrzenia znów ją ogarnęły — wyjść tej nocy niepodobna... Zresztą dorożkarzowi zapewne znudziło się czekać i już musiał odjechać... Bransoletka przepadła.. Trzeba się pogodzić z losem...
Dodać śpieszymy, że wśród tych zmartwień bolesnych, jekie ją dręczyły, jedne po drugich, w ciągu kilku ostatnich godzin, strata klejnotu było dla pani de Nathon rzeczą podrzędnej wagi, to też nie myślała o niej po chwili.
Położyła się do łóżka, a tak ją wszystko znużyło i wyczerpało, że zasnęła prawie natychmiast twardym snem i obudziła się dopiero zrana.
Hrabia de Nathon wszedł do niej w chwili, gdy kończyła się ubierać i chociaż go zapewniała z uśmiechem, że osłabienie już przeminęło, że ma się zupełnie dobrze, zatrwożył się jej wyrazem twarzy, jaki zdawał się znamienować głębokie cierpienie wewnętrzne.
Pytał ją o przyczyny tego cierpienia, ale Berta niestety! nie mogła mu tego wyjaśnić.
Zaledwie Henryk wyszedł od niej, gdy usłyszała w przedpokoju, poprzedzającym salon, jakiś niezwykły, dziwaczny hałas.
Mówiono głośno, tak głośno, jakby się sprzeczano.
Pani de Nathon, którą teraz wszystko niepokoiło, przywołała Fanny.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/412
Ta strona została skorygowana.