Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/413

Ta strona została skorygowana.

— Idź zobaczyć co to jest... co to za hałas... rzekła do niej.
Pokojówka czemprędzej wyszła i nie wracała dość długo.
Kiedy się ukazała, twarz jej płaska i dziobata promieniała złośliwą radością, którą daremnie usiłowała ukryć.
— Pani hrabino — rzekła — jakiś człowiek chce koniecznie widzieć się z panią... a że lokaj nie chce go wpuścić... krzyczy, gniewa się i wymyśla...
— Jakiś człowiek?.. powtórzyła Berta, drżąc cała, cóż to za człowiek?..
— O! jakiś szkaradny człowiek!.. zapewne intrygant jaki lub warjat, którego najlepiej wyrzucić za drzwi a ja nieśmiałam go wypędzić, jak na to zasługuje, ale pani dość powiedzieć słowo...
— Dlaczego przypuszczasz, że to intrygant lub warjat... dlaczego mają go wypędzać.
— Zapytałam go, od kogo przychodzi, przecie to maturalne... odpowiedział pusząc się, jak paw, że sam od siebie przychodzi i że do prezentowania nie potrzebuje nikogo... Kiedy tak, odparłam, to wcale nie zobaczysz się z panią hrabiną, bo ona nie przyjmuje nieznanych ludzi. A on, proszę pani, zaczął kląć tak okropnie, że uszy sobie zatkałam, krzyczał bezczelnie... „Twoja pani mnie zna... Powiedz, jej że jestem dorożkarzem z bransoletką... to już będzie dosyć. Będzie ona wiedziała, co to znaczy... No idź moja dziewczyno! spiesz się“. Tak proszę pani, ten szkaradny gbur nazwał mnie dziewczyną... Nicpoń znów począł kląć w jak najlepsze... groził mi, boć gdyby nie lokaj, zpewnością byłby mnie zbił.. Przychodzę więc opo-