Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/414

Ta strona została skorygowana.

wiedzieć pani o tym człowieku, którego pani nie może znać... bo on przecie kłamie! spodziewam się, że pani go każe coprędzej wyrzucić lokajom... Może nawet najlepiej będzie zaprowadzić go do cyrkułu, bo minę ma jakoś bardzo podejrzaną...
Drżąca, przygnębiona, ledwie na nogach się trzymając, Berta niezdolna była nawet słowa wymówić.
Fanny udała, że milczenie to uważa za zgodę na propozycję, przez nią uczynioną; pobiegła ku drzwiom krzycząc:
— To idę...
Hrabina zatrzymała ją skinieniem ręki.
Fanny potrafiła twarzy swej nadać wyraz głębokiego ździwienia.
— Pani mnie zatrzymuje? — spytała.
— Tak...
— Pani zabrania postąpić z tym nędznikiem, jak na to zasługuje?
— Nigdy nie trzeba potępiać nieznajomego, nie wysłuchawszy jego powodów... Chcę zobaczyć tego człowieka, którego ty zwiesz nędznikiem a może to tylko jaki biedak. Chcę się z nim rozmówić,
Udane ździwienie Fanny przeszło w zdumienie.
— Pani hrabina chce przyjąć u siebie takiego szkaradnego hultaja?.. wyjąkała, ręce podnosząc ku niebu.
— Któż ci powiedział, że ten człowiek jest hultajem.
— Ależ dość na niego spojrzeć!.. Co za figura! a jaka mina... Płaszcz zatłuszczony, cylinder pognieciony... na nogach sandały... nos czerwony... oczy zapuchłe... zdaleka czuć go tytoniem i wódką... Ośmie-