Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/415

Ta strona została skorygowana.

lam się ostrzedz panią, że to musi być łotr najgorszego gatunku!..
— Powiadam ci, że chcę się z nim rozmówić...
— Pani jest panią domu, ale spodziewam się, że przynajmniej pani nie pozostanie w pokoju sama z takim podejrzanym człowiekiem.
— A czemóż to, moja panno?
— Ależ przez wzgląd choćby na niebezpieczeństwo... dzienniki piszą o tylu zbrodniach.
— Berta wzruszyła ramionam.
— Idź — podchwyciła, i każ wejść temu człowiekowi do salonikn obok mojej sypialni.
Fanny przybrała postawę zrezygnowanego mędrca, jakoby chciała powiedzieć: „ha! niech się stanie, co chce, ja od wszystkiego umywam ręce!“ poszła spełnić otrzymany rozkaz.
Ale, skoro tylko znikła z oczu hrabinie, uśmiechnęła się z zadowolenia i zatarła dłonie.
— A to wszystko idzie dobrze — szepnęła — lepiejbym sama nie potrafiła tego poprowadzić! „Ubrała się“ teraz moja zacna pani, ta godna, cnotliwa kobieta!.. Biedota! jak ona zbladła!.. słowo honoru, myślałam, że zemdleje!.. Dobrze ci, pani hrabino... Nie można zbierać jednocześnie owoców z cnoty i rozkoszy z przyjemnostek! Jużem cię miała, droga hrabino, w ręku, a teraz jeszcze lepiej trzymać cię będę, jak mi przybędzie jeszcze więcej dowodó!.. Od tego dorożkarza wszystkiego się dowiem. Nie jestem z tych, o których mówi Pismo święte... Masz oczy, ażeby widzieć, i uszy ażeby słyszeć! Kończąc ten monolog, Fanny weszła do przedpokoju, gdzie dorożkarz ro-