Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/416

Ta strona została skorygowana.

sparłszy się na ławce aksamitnej gwizdał jakąś piosneczkę, ani dbając o to, że zabłoconemi sabotami walał ładny dywan.
— No, mój człowieku — rzekła — chodź gdzie cię przyjmą...
Dorożkarz wstał tryumfująco, rozśmiał się w nos zdumionemu lokajowi i podążył za Fanny, która go wprowadziła do saloniku, poczem pobiegła uprzedzić panią de Nathon.
— Fiu! fiu! — mruczał do siebie woźnica, rozglądając się dokoła — to nie w kij dmuchał!.. no, jak sobie pomyślę, że tej nocy o mało co nie zawiozłem mojej pasażerki do cyrkułu... byłoby kapitalne głupstwo!.. i cóż chcesz, mój stary, człowiek nie jest doskonałością.


XIV.

We drzwiach ukazała się pani de Nathon. Dorożkarz, jak wiadomo, nie widział nigdy jej twarzy, gdyż wsiadła i wysiadła z jego karetki zamaskowana, przeczuł jednak, że to jego niedawna pasażerka.
Wstał z miejsca i ukłonił się.
Spojrzał i również został olśniony tak, jaki całem umeblowaniem salonu.
Piękność Berty i na człowieku gminnym wywarła wrażenie.
Znów się ukłonił.