Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

pełniła fliżanki, a ponieważ baronowa oświadczyła, że bardzo lubi dym z cygara, hrabia i Sebastyan poczęli palić.
Nagle zaszmerały liście winogrona dzikiego, oplatające altanę i odezwało się dziwne jakieś hukanie,
Berta i pani de Vergy krzyknęły z przestrachu.
Jenerał począł się śmiać.
— Uspokójcie się moje panie — rzekł — nieprzyjaciel nie jest niebezpieczny... To po prostu jakiś niezręczny puszczyk zaplątał się w gałązki winogradu. Bardzoście się panie przestraszyły, nieprawdaż? To wpływ nerwów, pod oddziaływaniem ciemności. Noc zawsze sprzyja przestrachom bez przyczyny... Chciałbym nawet przypomnieć sobie jaką straszną historyę, ażeby ją paniom opowiedzieć... tutaj zaraz na miejscu, przejęłyby was miłe dreszcze.
— O! na samą myśl już cała drżę! zawołała wesoło baronowa. — Opowiedz że jenerale, opowiedz, to będzie przepysznie!.. Tak to przyjemnie doświadczać strachu, gdy się ma przy sobie dobrą kompanię... Pospieszaj w swych wspomnieniach i spraw nam dreszcze... Wszak chcesz Berto, drzyć ze strachu?
— O! i jak pragnę... — podchwyciło dziewczę.
— Niestety, stara moja pamięć nie dopisuje! — odezwał się p. de Franoy po chwili milczenia, — ale kapitan przybywa z Afryki, z dziwnych i tajemniczych krajów.. Wspomnienia musi mieć jeszcze świeże... Do niego się odwołajcie moje panie, i poproście, ażeby nam krew zmroził jaką okropną opowieścią...
— Słyszałeś pan, kapitanie.. — podchwyciła pani de Vergy. — W panu nasza jedyna nadzieja... do