Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/420

Ta strona została skorygowana.

lej Berta — zapłatę za kursa, dodatek do niej i nagrodę... Bądź pan łaskaw to przyjąć.
I wsunęła kilka monet złotych do ręki zdumianemu dorożkarzowi.
— Piętnaście dukatów! — zawołał woźnica, pijany z radości — a to ci! Może pani hrabina być pewna, że za pani zdrowie wypije... no i nieraz... Pani hrabino!.. ile razy mnie i mojej kobyły będzie pani potrzebować jesteśmy zawsze na usługi pani hrabiny...
Pani de Nathon zadzwoniła.
— Odprowadźcie tego poczciwego człowieka... — rzekła do lokaja.
Panna Fanny, która ucho przytknęła do dziurki w zamku w drzwiach sąsiednich, nie straciła ani słowa z powyższej rozmowy.
Pobiegła czemprędzej przez blizki korytarz i zadyszana wpadła do sieni w chwili właśnie, kiedy dorożkarz wychodził.
— Mój dobry panie — zaczepiła go — biegnę za panem od pani hrabiny.
— Czy pani hrabina ma jeszcze mi co powiedzieć? Może wrócić się? Zaraz...
— Nie... nie trzeba — odparła pokojówka. — Pani chciałaby tylko wiedzieć, gdzie można was znaleźć, bo się wami bardzo interesuje, ale nie wie ani waszego nazwiska, ani adresu...
— A no... ja się nazywam Jan Chardin i mieszkam w dzielnicy Grenelle przy ulicy Handlowej nr 4.
— Jan Chardin, Grenelle, ulica Handlowa nr. 4... — powtórzyła Fanny.
— Rychtyk...