Idąc przez dziedziniec z pawilonu do pałacu, Armand uczuł nagle pewien niepokój. Wyobraził sobie, że może wieść o zajściu na balu w Operze, dobiegła już do pana de Nathon i zadawać mu będzie kłopotliwe pytania.
Niepokój tak się w nim wzmagał, że młodzieniec już chciał się wrócić, ale zastanowił się prędko nad nieprawdopodobieństwem takiego przypuszczenia. Hrabia widywał się tylko z osobami ze świata politycznego, z ludźmi poważnymi w całem znaczeniu tego wyrazu, zgoła nieświadomych wszystkiego, co się działo na balu w Operze. Zresztą, gdyby się zkądinąd dowiedział p. de Nathon, że Armand ma się bić, zarazby był przecie doń przybiegł i wypytał na osobności, bez wiedzy żony i córki.
Kiedy Armand Fangel wszedł do salonu, zastał tu hrabiego, hrabinę i Herminię. Z obejścia pana de Nathon zaraz poznał, że nie wie on o niczem,
Berta, chociaż tak cierpiąca, że ledwie utrzymać się mogła na nogach, nie chciała pozostać w swym pokoju. Pragnęła oczyma własnemi wybadać twarz młodzieńca, ażeby się upewnić, czy w nocy po jej odejciu, nie złego nie zaszło.
Przeświadczenie, iż żadna wiadomość przykra nie zamąciła spokoju hrabiego, tak uszczęśliwiła Armanda, że był prawie wesoły. Berta omyliła się na tej radości i sama uspokoiła się: zupełnie i nawet ożywiła.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/425
Ta strona została skorygowana.
XV.