Herminia płakała, ściskając matkę w objęciach.
Tylko Armand nie stracił zimnej krwi zupełnie, zwilżył wodą skronie hrabinie i dał jej do powąchania eteru.
Po kilku sekundach Berta otworzyła oczy i widząc że ją pielęgnują wszyscy ci, których kocha, uśmiechnęła się mimowolnie i oprzytomniała.
— To nic... — szepnęła głosem, ledwie dosłyszalnym — w oczach mi się zrobiło ciemno... Ale to już minęło...
Jednakże myliła się; po zgnębieniu moralnem nastąpiło takie osłabienie fizyczne, że musiała się oprzeć na ramieniu hrabiego i Herminii, ażeby dojść do swego pokoju.
Fanny, widząc panią w takim stanie, nie szczędziła ani łez, ani żalu, ale skoro tylko Berta przyłożyła głowę do poduszki, a p. de Nathon przy niej usiadł, pobiegła czemprędzej do pokoju służących i lokaja, który podawał śniadanie hrabiostwu, zaczęła wypytywać.
— Byliście w pokoju, jak nasza hrabina pani zemdlała?
— Byłem.
— Cóż się tam stało?
— Nic takiego...
— Czy nie było jakiej sceny, jakiej sprzeczki?..
— Żadnej...
— A o czem rozmawiano, kiedy pani straciła przytomność?..
— Pan hrabia mówił o balach w Operze.
Fanny nie pytała już o więcej i odeszła bardzo zamyślona.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/428
Ta strona została skorygowana.