Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/432

Ta strona została skorygowana.

Minuta, jaka nastąpiła po strzale, była straszną, bo Armand chwiał się i dla tego posuwał się okropnie powoli.
Nareszcie między nim a przeciwnikiem było już tylko dziesięć kroków.
Wtedy zatrzymał się i dał ognia...
Flammaroche runął, nawet nie westchnąwszy.
— Czy zgodnie z przepisem, panowie — zapytał Armand słabym głosem.
— Zgodnie! — zawołali równocześnie czterej sekundanci.
Rzecz możnaby, iż młodzieniec czekał tylko na tą odpowiedź, bo usłyszawszy ją, wypuścił broń z ręki i padł bez przytomności.


XVI.

Rola walczących i sekundantów była już skończona.
Teraz kolej następowała na lekarza.
Doktór najprzód stwierdził natychmiastową śmierć pana de Flammaroche, kula zabiła go odrazu, przeszywszy serce.
Armand żył, lecz ciężko był ranny.
Kość czoła była nadwerężona bardzo poważnie. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, rana jego, mogła sprowadzić niebezpieczeństwo śmierci. Spodziewać się trzeba było raczej złego niż dobrego, lecz w każdym razie furtka pozostawała otwarta dla nadziei.