Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/436

Ta strona została skorygowana.

i przez wzgląd na Armanda i przez wzgląd na Bertę. Drżała na myśl, jaka rozpacz ogarnie nieszczęśliwą matkę, gdy usłyszy że jej syn jest może blizki śmierci. Rozpacz doprowadzić ją mogłaby do szaleństwa, a w tej rozpaczy gotowa była się zdradzić.
— Trzeba go uratować! — szepnęła — trzeba... Wiedza musi nam cud uczynić, a jeżeli jest bezsilną, błagać będziemy Boga, a on nam nie odmówi!.. Prowadź mnie hrabio do ukochanego naszego szaleńca... Berta, powiadasz pan, cierpiącą jest od wczoraj wieczorem... Tem lepiej, Odosobnimy ją tem łatwiej i postaramy się, ażeby dowiedziała się dopiero wtedy, kiedy sami upewnieni, będziemy mogli już podzielić się z nią nadzieją.
W godzinę później, hrabia i baronowa obecnymi byli przy naradzie najsłynniejszych lekarzy paryzkich, zgromadzonych przy łóżku Armanda Fangela. Zgodzili się oni jednomyślnie, że obrażenie czaszki nie pociągnie za sobą śmierci i że jedyne niebezpieczeństwo pochodzić może z wstrząśnienia mózgu, z czego gotowe wywiązać się zapalenie, naturalnie postanowiono użyć wszelkich środków zapobiegawczych.
Późnym wieczorem Armand otworzył oczy, odzyskał przytomność i podniósł się na łóżku. Dręczyło go nieustanne pragnienie i ostry ból głowy. Zaczynała się gorączka. Po chwili wzięła nad nim górę i znowu stracił przytomność.
Gdy to się działo w pawilonie, Berta również zmorzona gorączką, jeżeli nie była ciężko chorą, to co najmniej opadła zupełnie z sił. Zawiele wycierpiała od dni kilku. Biedna kobieta zanadto wyszafowała siły ciała i duszy. Teraz płacić musiała dług. Po nad-