Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

— Tak, zdaje mi się — odpowiedziała Berta, rumieniąc się, choć dlaczego niewiedząc sama.
— To wielka szkoda! — szepnęła baronowa.
— Wielka szkoda, — powtórzyło dziewczę — dlaczego?
— Bo chociaż kapitan Sebastyan Gérard prezentuje się bardzo dobrze, zawsze będzie przecie tylko oficerem przypadkowym.
— Ależ — odparta Berta — ojciec jego bogaty.
— Tem dla niego lepiej, lecz to położenia nie zmienia w niczem. Czy bogaty, czy ubogi, ojciec Gérard zawsze przecie jest prostym, nieokrzesanym chłopem, w sandałach, bluzie i czapce bawełnianej, który z ochotą napija się wódki u mnie w kuchni i trąci się z moim ogrodnikiem lub stangretem, kiedy przyniesie mi do Saint-Juan pieniądze za drzewo lub przyjdzie nową zrobić umowę... Prawda, że kapitan jest bardzo dobrze wychowanym chłopcem i że umie się znaleźć pod każdym względem... ale nie łatwo mu będzie bywać w świecie... jeśli nawet zdoła wejść w to towarzystwo...
— A ojciec przyjmuje go przecie... — odparła Berta żywo.
— Tak... i to bardzo naturalne... ojciec twój jest jenerałem, więc otwiera dom swój dla oficera, oto cała rzecz... Koleżeństwo w wojsku wszystko usprawiedliwia.. Ale jakże chcesz, moja droga, ażeby zwykli klienci ojca Gérarda, kupca drzewa, przyjmowali u siebie imci pana jego syna i traktowali go, jak sobie równego!.. Mogłoby się przecie tak zdarzyć że oficer byłby w salonie, a handlarz drzewa jednocześnie znajdowałby się w kuchni... i cóżby z tego wyni-