— Uspokój się moje dziecko, to jest sen nie mający po sobie przebudzenia!.. Ucałuj mnie, mój synu z wyboru!.. Teraz już nie prosty przyjaciel, ale ojciec ściska cię w swem objęciu...
W uścisku tym Henryka i Armanda, dwoje szlachetnych serc zabiło przy sobie.
— A... pani hrabina? — spytał młodzieniec z niejakiem wahaniem.
— Pani będzie bardzo szczęśliwa, mogąc ci powierzyć szczęście swej córki... Wie o tem jak i ja, że nie może go złożyć w ręce czystsze i godniejsze... Sama ci to powie niebawem... Teraz rozkochaj w sobie Herminię, a kiedy na imię twoje, serce jej żywiej bić będzie, czemprędzej damy na zapowiedzi...
Armand wrócił do siebie, jak nawpół dopiero rozbudzony lunatyk.
Zaledwie mógł dać wiarę w ten nadzwyczajny wypadek, mający raptownie zmienić jego życie.
On! Armand Fangel, zrodzony z rodziców nieznanych, dziecię winy, a może dziecię występku, przybrany syn doktora prowincjonalnego, teraz zostać miał zięciem hrabiego de Nathon i sam nosić to nazwisko, słynne od tylu wieków.
Wszystkie jego marzenia na chwilę uśpione, obudziły się znów i jak rój pszczół, brzęczały wśród myśli bez ładu.
Widział przed sobą przez mgłę przejrzystą przyszłość świetną, rozległą, pełną wielkich prac i zaszczytów wszelkich.
Wszystko wydawało mu się możebnem, mogł zamarzyć o wszystkiem...
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/473
Ta strona została skorygowana.