Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/478

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi o nim wcześniej?
— Ażeby ci odrazu sprawić zupełną radość, bez tych uprzednich wahań, namysłów, które zawsze powstają w każdym rozsądnym umyśle, przed powzięciem ostatecznego postanowienia... Ty zaś, ufając mi, znając moje chłodne zapatrywanie i doświadczenie życiowe, masz wszelką pewność, że możesz odrazu potwierdzić mój wybór... Z góry przeświadczony jestem, że potwierdzisz... A może się mylę?
— My mamy zawsze jednakie myśli — zawołała hrabina — a wszystko, co ty uczynisz jest dobre... Jesteś najlepszy i najrozsądniejszy z ludzi... a i najbardziej też kochany...
Henryk przytulił do siebie Bertę i uścisnął ją z tkliwością, jakiej siedmnaście lat pożycia małżeńskiego nie zdołały wcale zmniejszyć.
Hrabina spojrzała na męża słodkim wzrokiem dużych oczu i rzekła doń z czarującym uśmiechem, zawsze młodym i zawsze zachwycającym:
— Teraz powiedz mi, jak się nazywa ten, który będzie moim synem...
— Jakto?.. jeszcze się nie domyślasz?..
— Zkądże mam odgadnąć? czyż go znam?
— I bardzo dobrze... Nawet go już polubiłaś...
— Ja?..
— Tak, moja droga.
Kiedy hrabia wymawiał te słowa, hrabinę tknęło jakby instynktowne przeczucie jakiegoś nieszczęścia.
Uczuła się pomieszaną, sama nie wiedząc dlaczego. Pochyliła głowę i wyszeptała: