Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

i czepiają się minionej przeszłości co do jej przeżytych już przesądów.
Berta, chociaż nie miała argumentów dla odparcia teoryi kuzynki, czuła się jednak żywo niemi dotkniętą. Słowa Blanki zraniły coś w głębi jej duszy. Nagle ogarnął ją dziwny jakiś smutek.
P. de Franoy przyszedł właśnie do młodych kobiet. Rozmowa zwróciła się na inny przedmiot i przykre wrażenie dla Berty przeminęło.
W kilka chwil potem, służący oznajmił, że już przygotowano pokój dla pani de Vergy. Panna de Franoy zaprowadziła ją, ale zamiast pozostać jeszcze na dłuższą gawędkę, według zwyczaju, przeprosiła że jest zmęczona i wyszła, ucałowawszy kuzynkę trochę chłodniej niż zwykle. Zauważyła to młoda wdowa, ale chłód ten przypisała znużeniu, na jakie się skarżyła Berta, i nie myślała o tem dłużej.
Panna de Franoy odprawiła zaraz ze swego pokoju młodą pokojówkę wiejską, która ją co wieczór rozweselała naiwnością. Położyła się do łóżka niezadowolona. Baronowa popsuła jej wieczór, traktując Sebastyana Gérarda, jako oficera „przypadkowego.“ Czuła się podrażnioną, zdenerwowaną, smutną, sama nie bardzo wiedząc dlaczego. Długo nie mogła zasnąć, a sny miała przykre.
Widziała się oto w Afryce, w owym domku na pustyni, gdzie się odegrał dramat, opowiedziany przez kapitana. Wszystkie te wypadki powtarzały się przed nią z przejmującą cechą rzeczywistości. Słyszała strzały, jęki uwięzionych huzarów, dzikie krzyki arabów. Dusiła się wśród dymu, czuła palące płomienie widziała Sebastyana Gérarda, padającego przed nią,