Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/481

Ta strona została skorygowana.

— A jednak nie masz do niego zaufania, ponieważ związek z nim odpychasz z takiem uniesieniem, jakby nawet ze zgrozą.
— Ufam mu tak, jak tobie... Zawierzyłabym mu honor mój i córki mojej i jestem pewna, że umiałby ich dochować...
— Skoro go tak wysoce szanujesz, dlaczego więc nie chcesz przyszłości Herminii złożyć w jego ręce?..
— Cóż ci mam na to odpowiedzieć?.. Wszystko, co miałam do powiedzenia, już powiedziałam... Może jestem szalona i doprawdy, czasem zdaje mi się, że jestem szalona... Henryku, miej wzgląd na to moje szaleństwo... Przez pamięć na te siedmnaście lat, kiedy mieliśmy jedną tylko duszę i jedną tylko wolę... Wszystko, co zależało odemnie, ażeby cię uszczęśliwić, to uczyniłam, a i ty mnie tak uszczęśliwiłeś, że czasem szczęście to moje wydawało mi się snem, tak było niezmierne... O nic cię nigdy nie błagałam, kochany Henryku, gdyż zawsze uprzedzałeś pragnienia moje... Nie odmawiaj więc dziś, kiedy cię błagam na klęczkach... A przecie nie proszę cię o nic tak trudnego.. Tylko ty i ja znamy projekt, który tyś powziął... Herminia nie wie, Armand nie mógł odgadnąć... Wyrzekając się go dla miłości mojej, nie dotkniesz tem nikogo, a mnie sprawisz radość, z jaką żadna z dawniejszych nie może się równać...
— A! — wyszeptał p. de Nathon — gdybym był wiedział...
Hrabia mówił to sam do siebie. Słowa jego były prawie niedosłyszalne, Jednakże Berta pochwyciła je w locie.