wnież od niej, zmieniał względem Herminii oznaki przyjaźni braterskiej, na delikatne i czułe zaloty narzeczonego, mającego zostać mężem.
Rozmyślała również i Bóg wie z jakiem przerażeniem o widzeniu się jutrzejszem, które fatalność czyniła koniecznem.
Czy znajdzie w swej duszy dość słów, ażeby odwieść Armanda od małżeństwa, które byłoby zbrodnią? Czy da się on wzruszyć jej błaganiami, rozczulić jej łzami? Czy (jak do tego z pewnością ma prawo) nie zechce poznać prawdziwych pobudek tej odmowy, tak podobnej do wyrządzenia zniewagi?
Cóż mu odpowiedzić, jeżeli przemawiając jak człowiek honorowy, dotknięty w swym honorze, zażąda powodów? Więc Berta mogłaby być doprowadzona do bolesnej ostateczności, rumienienia się przed synem, musiałaby wyznać przed nim tajemnicę przeszłości?
— O! stokroć lepiej byłoby umrzeć! mówiła do siebie nieszczęśliwa matka.
Ale dla niej nawet ucieczka do ciszy grobu nie byłaby środkiem skutecznym. Gdyby umarła nic nie wyznawszy, śmierć jej byłaby nieużyteczną, bo spełniłoby się to kozirodne małżeństwo.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Po odejściu jej, hrabia, Herminia i Armand pozostali sami w salonie, lecz Berta oddalając się, jakby i nad nimi rozpostarła melancholię.
Armand pomimowolnie myślał o tej wstrętnej i oburzającej scenie, w której lokaj August był bezwstydnym aktorem. Daremnie powtarzał sobie, że niebezpieczeństwo nie istnieje, nie mógł się przecie