Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

— Czy wiesz jenerale, że moja kuzyneczka ma już lat szesnaście.
— A któż może o tem lepiej wiedzieć odemnie?
— Cóż, myślisz ją wydać za mąż?
Na twarzy pana de Franoy odmalowało się przerażenie.
— Za mąż — powtórzył — już!
— No, nie nagli nic oczywiście... Ale czy stryj już o tem choćby myślał?
— Przyznaję ci się, moja droga, że ta myśl jeszcze mi nie przyszła... Bertę mam jeszcze za dziecko... a kiedy ta chwila nadejdzie, będę bardzo wybredny... To prawo moje i obowiązek... Berta jest ładną... a będzie bogatą... Po samej matce przypada na nią co najmniej trzydzieści tysięcy franków... Ród nasz wsławił się przodkami od kilku wieków... Dam jej za męża człowieka, który się jej spodoba, i to bogatego, z pięknem nazwiskiem... Ale, choć się rozglądam dokoła, nikogo u nas w okolicy nie widzę... ktoby łączył w sobie te warunki...
— Możnaby znaleźć gdzieindziej...
— Zapewne, alem jeszcze nie szukał, a zresztą to bardzo ryzykowne szukać na chybił-trafił...
— Ja też właśnie, dla zaoszczędzenia stryjowi tego kłopotu, chciałam dzisiaj ze stryjem pomówić.
— Czy masz kogo na widoku?
— Wyborna partya... jedynak, daleki krewny mój po matce, margrabia Goulian de Flammaroche.
— Stara szlachta! — zawołał p. de Franoy,
— Margrabina jest wdową. Pod Sanmar ma zamek, a w Paryżu pałac i pięćdziesiąt tysięcy franków rocznego dochodu. Goulian już teraz rozporzą-