Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/517

Ta strona została skorygowana.

Listy, w których wynurzało się jego serce, mówiły wiele o nieskończonem uczuciu, przywiązaniu, lecz nigdy o powrocie.
Więc kochał jeszcze bardziej i nie mógł zapomnieć.. Więc nieuleczalna rana zagoić się nie mogła i krwawiła się ciągle.
Zima z roku 1869 na 1870 upłynęła zwolna.
Była to zima dziwnie smutna.
Wielka stolica wydawała się osobliwie przygnębioną.
W powietrzu dawał się czuć jakiś złowrogi powiew, ponure przynoszący wróżby.
„Międzynarodówka“ pracowała w mroku.
Feliks Pyat w Londynie wznosił toast na cześć „kuli“, a dzienniki nieprzejednane skwapliwie powtarzały go i zachwalały.
Najwięksi optymiści przewidywali niechybną katastrofę.
Krwawe widmo „komuny“, zjawiało się na horyzoncie we mgłach blizkiej przyszłości.
Francja wpadła w zasadzkę, zastawioną przez tego człowieka ponurego geniuszu, przez tego Machiavela kolosalnego, który dziś nazywa się księciem Bismarckiem.
Książę de Gramont wstąpił na trybunę i wiadomość o wypowiedzeniu wojny spadła jak piorun.
Na ten huk gromu cały kraj zadrżał, ale z radości nie ze zgrozy.
Francja, ślepo ufająca w swą potęgę wojskową, Francja, zwycięzka pod Sewastopolem, pod Magentą, pod Solferinem, czyż mogła bez obrażenia samej siebie, przypuszczać możebność niepowodzeń?