Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/53

Ta strona została skorygowana.

— Bardzo mnie to cieszy, jenerale, że podzielasz moje zdanie, nigdybym nie proponowała jakiej lichej partyi... bo przecie to chodzi o moją drogą Bertę...
— Ale — podchwycił hrabia po chwili, — co ci daje pewność, że tan doskonały młodzieniec do dwudziestego siódmego roku życia nie zaciągnął już jakich zobowiązań? Musi być bardzo lubiany i poszukiwany! Nie brak przecież paryżanek łakomych na piękny tytuł, wspaniały majątek i ładnego męża...
— O! nie brak ich niezawodnie, ale wiem z pewnego źródła, że Goulian jest całkiem jeszcze wolny. Margrabina, kobieta inteligentna, rozsądna i doświadczona, nie ufa paryżankom. Widziała często jak tym aniołom wyrastały rożki już w miodowych miesiącach! Widziała tyle majątków roztrwonionych rozrzutnością żon... Synowi chce dać za żonę kobietę dobrą, prostoty pełną i ładną, bez żadnych dziwactw i trzpiotowatości, i trafnie sądzi, że taką kobietę znleźć może tylko na prowincyi. Pisała do mnie, więc propozycya moja jest poważną...
— Ale, — przerwał grzecznie hrabia, — dlaczego szukając tyle przywilejów, nie pomyślała o tobie moja droga synowico?
— Co też ty wygadujesz jenerale! — zawołała baronowa ze śmiechem. — Przecież wszyscy wiedzą, że nigdy drugi raz nie wyjdę za mąż, a zresztą nie jestem ani dość ładną ani dość bogatą, ażeby zostać margrabiną de Flammaroche... Ale zdaje mi się, że jakiebądź stryj ma życzenia dla dobra Berty, małżeństwo o którem mówię, mogłoby im uczynić zadość...
— Niezawodnie! — potwierdził p. de Franoy.
— Więc zgoda?