Berta zamknęła okno, lecz stanęła z twarzą, opartą o szybę.
Herminia tuląc się do matki, patrzyła także źrenicami rozszerzonemi z przerażenia.
Lokaj przyszedłszy do bramy, otworzył ją natychmiast.
Jeden z oficerów galopem wjechał do ogrodu i w kilku podskokach zajął miejsce wśród placyku pokrytego śniegiem, naprzeciw zamkowego ganku.
Tu zatrzymał się i głosem ostrym zarazem gardlanym wykrzyknął kilka rozkazów po niemiecku.
Wtedy trzy czwarte piechurów stojących przed kościołem, ustawiło się w szeregi i krokiem miarowym jakby do ataku, przeszło za bramę do parku i w liczbie około dwustu nagromadziło się między gankiem i oficerem.
Ten znowu wydał rozkazy i Berta nie bez zdziwienia zobaczyła, jak żołnierze pruscy rozstąpili się z szeregów i z bronią na ramieniu utworzyli kordon dokoła zamku.
Dziesięciu czy dwunastu ludzi, potrząsając pochodniami ze smolnego łuczywa, przyświecało temu niepojętemu manewrowi.
Wówczas oficer zsiadł z wielkiego konia czarnego, rzucił cugle jednemu z żołnierzy z pochodniami, poczem przybrawszy czterech żołnierzy, skierował się do zamku i przeszedł schody, prowadzące do przedsionka.
Więcej pani de Nathon nie widziała, gdyż nie mogła oderwać oczu od tego szeregu żołnierzy, pilnujących zamku jakoby więzienia.
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/532
Ta strona została skorygowana.