Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/553

Ta strona została skorygowana.

Któż tak oznajmiał o swem przybyciu?
Czyżby to znowu byli łupieżcy ułani?.. Czyżby prusacy po raz drugi chcieli wtargnąć do zamku?.
Brama zaskrzypiała na wrzeciądzach.
Ktoś z kimś począł rozmawiać, a w kilka minut nadbiegł bardzo blady.
— Co to? — zapytała go Berta, a serce jej ścisnęło się boleśnie — jakieś nieszczęście, nieprawdaż?
— Pani hrabino — odpowiedział służący z widocznem zakłopotaniem — pewien wieśniak przyszedł powiedzieć, że jakiś człowiek z wozem zaprzężonym w dwa woły, czeka na trakcie we wsi, niedaleko od kościoła i prosi panią baronową de Vergy, ażeby była łaskawą przyjść się z nim rozmówić.
— Mnie!.. — zawołała zdumiona Blanka.
— Tak, panią baronową samą.. — odparł służący. — „Samą”.
Wymówił to z przyciskiem.
— Zaraz odgadłam — szepnęła hrabina. — Chcą ci powiedzieć o jakiemś nieszczęściu, które mnie dotyczy i ugodzi we mnie... Czułam już, że się ono zbliża... Chcą cię prosić, ażebyś mnie do tego zwolna przygotowała... Po co? Lepiej się dowiedzieć odrazu... Chodź, droga Blanko, idę z tobą...
— Ale... — odezwała się pani de Vergy.
— Chcę! — przerwała Berta. — Przed chwilą jakby mi serce pękło... Henryk umarł!.. Henryk albo Armand — dodała ciszej.
Niepodobna było sprzeciwić się woli hrabiny.
Kobiety we dwie wyszły za bramę i udały się w pustą ulicę, bo przestraszeni mieszkańcy prawie wszyscy porzucili wioskę.