Cierpienie ponawiające się bezustannie, wyczerpało jej dzielną i silną naturę.
Od dnia śmierci Armanda gasła powoli z każdą godziną, w oczach męża, córki i Blanki de Vergy.
Piękną była zawsze i zdawała się być zawsze spokojną. Siliła się pocieszać tych, którzy płakali widząc że umiera.
To spokojne konanie trwało cztery miesiące.
Trzydziestego maja, wieczór był to ciepły i widny, skinęła na męża ażeby się zbliżył i nachylił się do niej. Zarzuciła mu ręce na szyję i szepnęła bardzo cicho:
— Żegnaj!.. ja cię bardzo kochałam!.. żegnaj!..
Potem wyciągnęła ręce do Herminii i Blanki i dodała:
— Żegnajcie...
Głowa jej opadła w tył.
Uśmiechała się...
Już nie żyła.
Naprzeciw otwartego okna słowik śpiewał na kasztanie, różowo kwitnącym...
∗
∗ ∗ |
Na cmentarzu w Cusance, obok mogiły Armanda Fangela, stanął grobowiec hrabiny de Nathon.