oficera w mundurze huzarskim, przypominały poniekąd Sebastyana Gérarda.
Przy śniadaniu, do którego zasiadała wraz z ojcem, to nie mówiła nic prawie, jakby zatopiona w swych myślach, to znów rozmawiała dużo, śmiała się przy każdej sposobności a nawet bez żadnego powodu, jak ten, co chce się trochę rozerwać i zapomnieć na chwilę o trapiących go myślach.
Po śniadaniu wracała do pawilonu swego i znów z zapałem zabierała się do pracy, uzupełniała lub rozpoczynała na nowo swój utwór, zmieniała szczegóły, urozmaicała akcesorye, ale przy tem wszystkiem zawsze młody oficer, znajdował się na pierwszym planie, z coraz bardziej uwydatniającem się podobieństwem.
Potem w miarę, jak czas upływał i skazówki zegara, w postaci domku szwajcarskiego, zbliżały się do godziny drugiej, jakaś niecierpliwość gorączkowa ogarniała Bertę aż, dopóki z zegarowego domku nie ukazywał się przebywający tam ptaszek i nie powtarzał, trzepocząc skrzydełkami „ku-ku“, „ku-ku“, a zegar wybijał zaraz godzinę drugą.
Wtedy panna de Franoy uspakajała się natychmiast. Wstawała, chowała rysunek do dużej teki i przysłuchiwała się dolatującym z zewnątrz odgłosom. Rżenie konia, lub głos dobrze jej znany, zwiastował jej, przybycie Sebastyana Gérarda.
Wychodziła wtedy z pawilonu. Twarzyczka jej powabna przybierała wyraz zupełnej obojętności, powoli, obliczonym krokiem, zrywając kwiatki po drodze, Berta podążała ku altanie, tu siadała przy ojcu,
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/60
Ta strona została skorygowana.