Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

muję, że mi się ładnie upiekło... no chyba, teraz jużem się z tego wywinął?
— Najzupełniej.
— Doprawdy?
— Słowo honoru!..
— To możebyś doktorze, zatrzymał już tę fontannę... Głowę mam zupełnie lekką... pomyśl tylko, że w moim wieku nie zbyt dobrze osłabiać się za bardzo.
Doktór natychmiast palcem przycisnął żyłę i mocno przewiązał bandażem.
Pan de Franoy, osłabiony atakiem i utratą krwi, miał już osunąć się w tył na poduszki, kiedy tuż przy sobie usłyszał stłumiony jęk. Obrócił się. Berta zasłoniła twarz rękoma, a łzy jak deszcz ulewny płynęły jej między palcami.
— Berto, moja droga Berto! — spytał jenerał — czego ty płaczesz?
— To z radości, mój ojcze... — wyjąkało dziewczę.
— To co innego... takie łzy nie szkodzą... ale, kiedy jestem już zupełnie zdrów, chodźże mnie pocałować, moje dziecko... i uspokój się, uspokój się, proszę cię...
Berta, uśmiechając się przez łzy, pochwyciła głowę jenerała, i twarz, która nie była już siną, ale nie wróciła jeszcze do zwyczajnej cery, okrywała gorącemi pocałunkami.
— Teraz doktorze — podchwycił starzec — jakie są pańskie rozkazy?
— Bardzo proste, jenerale — odpowiedział lekarz — dobry sen w nocy przywróci ci siły... Teraz