wonią napawała się panna de Franoy przez cały wieczór, a który zapomniany przez nią leżał na stole kamiennym w altanie, odkąd została potrzeba przeniesienia do zamku jenerała, rażonego apopleksyą.
Zaledwie to wspomnienie zjawiło się w jego myślach, a młody oficer uczuł już nie przezwyciężone pragnienie posiadania tego bukietu.
Kto wie, czy kwiaty te już nie znikną, kiedy nazajutrz przyjedzie do zamku. Trzeba więc było zabrać go teraz, w nocy. Ale w jaki sposób? Słyszał, jak służący zamykał furtkę w sztachetach, a zresztą niepodobna było niczem upozorować powrotu o tak późnej godzinie w nocy.
Pozostawał tylko jeden sposób zakradzenia się do ogrodu i tego ostatniego środka chwycił się Sebastyan, sam jeszcze nie wiedząc, jak swój plan wykona.
— Sprobuję, — rzekł do siebie, — musi mi się udać...
I zawróciwszy konia, pojechał na powrót do Cusance, szukając w myślach najlepszego sposobu.
O przelezieniu przez sztachety, lub parkan, nie można było myśleć, nie dla tego, ażeby to było trudnem, ale Sebastyan naraziłby się na niebezpieczeństwo, iż kto z sąsiadów, jeszcze nie śpiący, mógłby go spostrzedz, wziąść za złodzieja i narobić hałasu. W zamku ludzie wówcas, także zostaliby zaalarmowani, poznaliby młodzieńca, i panna de Franoy, tak niewinnie byłaby straszliwie skompromitowaną.
Nagle nowa myśl jak błyskawica rozświetliła mu ciemności umysłu.
— Cusancin|.. szepnął! Rzeczywiście strumień, stanowiący naturalną
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/76
Ta strona została skorygowana.