Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

znajdował... a kto wie, może i o mnie także... o mnie, którego on nazwał swem dzieckiem... O! gdyby ona wiedziała, jak ją kocham... czy też odgadła? a czy dowie się kiedyś?.. czy będzie mnie kochała?...
Chociaż pytanie takie jest naturalnie zuchwałe, zakochani gdy je sobie zadaję, zawsze nie odpowiadają twierdząco, — jeżeli zdają się wątpić, to tylko dla formy.
— Tak! ona mnie pokocha!.. szepnął rozgorączkowany, — a te kwiaty, których dotykała ustami, owiała swym oddechem, te kwiaty, które w kielichach swych zachowały cząsteczki jej duszy i są jakby odblaskiem jej piękności, powiedzą mi, że mnie już kocha...
Młody oficer wskoczył do wody przezroczystej i zimnej, która mu sięgała ledwie do kolan. W trzech podskokach dosięgnął brzegu przeciwległego i znalazł się w parku zamkowym, o dwa kroki od altany.
Przestąpił próg jej, zorjentował się wśród ciemności i ręką posunął po gładkiej powierzchni stołu kamiennego, i nagle ręka mu zadrżała przy dotknięciu zapomnianych kwiatów.
Sebastyan, drżący z podniecenia, schwycił chciwie wiązankę róż; zagłębił twarz w ich wonne płatki i zdało mu się, że róże wywzajemniają mu się pocałunkiem i że ich woń upajająca jest oddechem Berty.
To rojenie miłosne przerwane zostało nagle słabym ale wyraźnem odgłosem, który obił się o uszy młodzieńca i przejął go łatwym do zrozumienia niepokojem.
W alei, prowadzącej z zamku do altany, wzdłuż